piątek, 27 listopada 2009

Z kraju kwitnącego agrestu



Będą duże słowa, z góry przepraszam.

Zawsze zazdrościłem różnym innym narodom, że ich najnowsza historia, nie w sensie wydarzeń, tylko bardziej ulotnych społecznych mechanizmów, opisana jest przez autorskie fotograficzne narracje. Czesi mają Koudelkę, Anglicy mają na przykład Killipa, a Japończycy to już w ogóle mają... U nas tego typu zdjęcia rzadko funkcjonują jako wypowiedź jednego człowieka. Owszem, mamy albumy typu "10 lat Gazety Wyborczej" i jest tam mnóstwo dobrych klatek dobrych fotografów, ale o autorskości w takim wydwanictwie mówić raczej nie ma jak. Zdjęcia powstawały na zamówienie, ktoś trzeci ułożył je według jakiegoś klucza. Wiadomo.

No i w końcu w tej nicości pojawiają się "Powidoki z Polski" Witolda Krassowskiego. Książka ze zdjęciami opisującymi naszą systemową transformację. Chłopacy na Pięciu Klatkach napisali: "Doczekaliśmy się wydania albumu, o którym już przed premierą można było powiedzieć, że będzie najważniejszą książką fotograficzną ostatniego dwudziestolecia w Polsce." Za dużo książek fotograficznych to u nas w tym dwudziestoleciu nie wyszło, w zasadzie każda jest w związku z tym ważna. Ta była by ważna w każdych warunkach. Po pierwsze jest podsumawaniem okresu twórczości hiperważnego fotografa, po drugie mówi coś istotnego, po trzecie ta istotność jest czytelna poza środowiskiem fotograficznym. Jest istotnością ogólnonarodową. "Łóżkowi" kapitaliści z przejścia podziemnego pod Marszałkowską, imprezy disco polo, wybory i demonstarcje, rauty w hotelach, wędrowni sprzedawcy żelazek, człowiek z żyrandolem na głowie i Marian Krzaklewski. Celnie zauważone zjawiska. Same ciekawe spawy. Możemy dyskutować, czy to najlepsza możliwa książka, czy to najlepsze możliwe kadry, czy nie. Dyskutując pamiętajmy, że te zdjęcia mają po kilkanaście lat i że żeby zrobić coś progresywno-popsutego najpierw trzeba zbudować fundament z klasyków. Album Krassowskiego to kawałek takiego fundamentu. Czarno-biały, tradycyjnie dokumentlany, bez nowomodnych udziwnień i konceptualnych chwytów. Można pokazać "Powidoki" komuś, kto nie interesue się fotografią i na ich przykładzie wyjaśnić temu komuś, na czym polega dokument, czym oprócz formy prezentacji różni się od reportażu w gazecie. Dobrze, że ta książka w końcu jest. Czekałem na nią.

Dobrze "Powidoki" czytać/oglądać równolegle z antologią reportażu Mariusza Szczygła. Śmieszne, że oba wydawnictwa pojawiły się prawie symultanicznie.

"Powidoki" ciężko znaleźć w księgarniach, najłatwiej kupić je na www.powidokizpolski.pl.

Na deser Witold Krassowski opowiada o reprodukowanym wyżej wzruszającym zdjęciu (więcej za tydzień w Stopklatce):



I jeszcze PS. Drugiego grudnia premiera "Kocham Polskę" Mariusza Foreckiego. Przez 20 lat nic, a teraz normalnie zatrzęsienie. I dobrze.

5 komentarzy:

Rafak pisze...

bardzo TAK Kuba, dobrze ze mamy rocznice rozne, oby przyszly rok byl jeszcze bardziej ksiazkowy ;)

BARTEK WRZESNIOWSKI pisze...

Nareszcie! pozostaje mieć tylko nadzieje ze zainteresowany bardziej megapixelami lud będzie te książkę kupował,

Anonimowy pisze...

i jeszcze anna beata bohdziewicz powinna cos wydac.

Grisza pisze...

Chyba wiem o co prosic Mikołaja, tego świętego :)

Wojtek Sienkiewicz pisze...

bardziej niż tym, żeby tę książkę nabywali megapikselowcy, chciałbym, żeby kupowali ją po prostu ci, którzy jedzą makrele, oglądają Taniec z Gwiazdami, czytają Angorę i robią sobie wakacje w Hurgadzie. Nic nie ruszy się w fotografii, jeśli nasze wytwory będą działać tylko w świadomości fotografów, obojętnie czy amatorów, czy fascynatów, czy twórców, artystów posługujących się medium fotografii, mjukowców i innych.

Wolałbym widzieć na ścianach mieszkań fotki choćby reprodukcje Konopki niż reprodukcje Ikei.